RPG
Administrator
Zima by³a ciê¿ka. Marsz w ¶niegu móg³by byæ samobójstwem.
Dla niektórych by³oby to zbawieniem.
¦nieg siêga³ kolan. Ca³a Twierdza Graniczna, od zniszczonych murów na zachodzie do baszt na wschodzie wydawa³a siê opuszczona. Mê¿czy¼ni wrócili do domów.
Nowej Jerozolimie potrzeba synów. Potrzeba ramion, które unios± w przysz³o¶ci jeszcze wy¿ej i wy¿ej idee Ezamela.
Tylko on i garstka stra¿ników zosta³a na granicy miêdzy Now± Jerozolim±, a Imperium. Fenrir by³ zadowolony. Siedzia³ w ¶niegu obok klêcz±cego Ezamela, który patrzy³ w niewzruszony ocean.
Ju¿ nied³ugo, nim stopniej± ¶niegi, znów zetr± siê giganci, których palcami bêd± tysi±ce mê¿ów. Mê¿ów, którzy nie powróc± ju¿ do domów, by ogl±daæ narodziny swych potomków.
- My nie wrócimy, Fenrir. Nigdy. – mrukn±³ Ezamel i owin±³ siê szczelniej nied¼wiedzim futrem. Wilk dysza³ weso³o, puszczaj±c z pyska k³êby pary. By³o mu obojêtne, czy wróci, czy te¿ nie. Zale¿a³o mu na tym, by byæ przy swoim panu. S³u¿y³ przeznaczeniu bardziej, ni¿ jakikolwiek cz³owiek.
- Gdzie bohaterowie? Czy nie czas zbieraæ siê ju¿? Idzie odwil¿. Ruszymy z pierwszym promieniem wiosennego s³oñca.
Wci±¿ wierzy³. Wci±¿ by³ idealist±. S³u¿y³ „Ka” tak jak Fenrir s³u¿y³ Ezamelowi...
Offline
Moderator
Komnaty Zamku Granicznego przet³acza³y j± swoim ogromem, najnormalniej w ¶wiecie kojarzy³y jej sie z Mglist± Wie¿±. Korytarze zdobione arrasami by³y tak ³udz±co podobne ze momentami mia³a warzenie ze zza rogu wyskoczy Lex i szarpnie j± za ³okieæ, ¿e wpadnie na czarnobrodego i rozleje mu eliksir który wa¿y³ ca³± noc, ¿e ukryje siê za zbroj± by nie spotkaæ siê z matk±. Jednak od wielu dni jej ¿ycie by³o jednakowe, snu³a siê korytarzami z d³oñmi za³o¿onymi na okr±g³ym brzuchu. Od dawana z nikim nie rozmawia³a, nawet Zehor przesta³ ja odwiedzaæ. Czasami tylko z wielkiego okna po³udniowego skrzyd³a które zosta³o nietkniête obserwowa³a Ezamela. Na karminowe usta sp³ywa³ delikatny u¶miech, szuka³a w pamiêci dni kiedy spotkali sie po raz pierwszy.
Offline
Administrator
„Gdzie sztandar b³ogos³awiony rêk± Nereidy?” zapyta³ sam siebie. Kolana go ju¿ bola³y, wiêc wsta³. Otrzepa³ nied¼wiedzi± skórê ze ¶niegu i za³o¿y³ w³osy do ty³u. Mia³ czerwone policzki od mrozu. Spojrza³ jeszcze raz na ocean rozci±gaj±cy siê daleko pod nim i ruszy³ do twierdzy. Mija³ miejsce, gdzie wcze¶niej star³y siê dwie wielkie armie, gdzie o zwyciêstwie zadecydowa³a nie technika Krasnoludów, lecz akcja Nereidy.
Tutaj udowodniono, ¿e wiara mo¿e obaliæ to, co niezniszczalne...
Pamiêta³ jak przebija³ siê przez gêsty dym, pamiêta³ ostatni± salwê armat krasnoludów, która przelecia³a mu nad g³ow±... pamiêta³, jak pierwszy przeszed³ przez wyrwê i rzuci³ siê na sk³êbione t³umy nieprzyjaciela.
Sztandar by³ za nim... zawsze za nim...
Obejrza³ siê. Fenrir cz³apa³ za jego plecami, widocznie znudzony brakiem zajêæ. Przyty³, i to sporo. To dobrze. Niebawem przyjdzie mu chudn±æ...
Ezamel wkroczy³ do twierdzy, mijaj±c grupê stra¿ników grzej±cych siê przy ognisku. Nie lubi³ zamków, wola³ namioty rozbite pod murami wrogiej twierdzy...
Wszed³ do swojej komnaty. By³o pusto... i zimno. Nie ¶ci±gaj±c skóry ruszy³ korytarzem. Ciê¿kie, podkute buty uderza³y o kamienn± posadzkê, tarcza dzwoni³a o napier¶nik i naramienniki, miecz obija³ siê ¿elazne nagolenice... Zamek wydawa³ siê ca³kiem pusty, a d¼wiêki przynoszone przez Ezamela m±ci³y atmosferê, jakby by³ intruzem.
Natrafi³ na ni± przy oknie. Patrzy³a na wschód...
- Ju¿ nied³ugo. – zacz±³ cicho Ezamel, spuszczaj±c g³owê. Sta³ dwa kroki za ni±. – Jeste¶ gotowa? – sam nie wiedzia³, czy pyta o wojnê, czy o potomka...
Offline
Moderator
Ostatnio rozmawiali tylko "s³u¿bowo" jednak przesta³o jej to przeszkadzaæ. Nauczy³a siê go kochaæ , milcz±cego i nieobecnego. S³ysza³a jego ciê¿kie kroki z daleka jednak nie drgnê³a.
-Nigdy nie bêdê gotowa.
Sama nie wiedzia³a czy mówi o walce czy macierzyñstwie. Z ta ró¿nica ¿e walkê mia³a opanowan±, wiedzia³a jak siê zachowaæ, jak obroniæ siebie i to co jest priorytetem. Z macierzyñstwem by³o jak z jej uczuciami, nie wiedzia³a co mo¿e staæ siê za godzinê, Ezamel by³ dla niej bia³± kart±, nie wiedzia³a co siê z nimi sta³o. A mo¿e i wiedzia³a, wojna i priorytety. Jej i jego wydumane ambicje, tak ró¿ne ale sprowadzaj±ce siê do tego samego punktu, wygranej za wszelka cenê, oni oboje wszak nie byli sk³onni do po¶wiêceñ.
-jeste¶ bitw± moj± nieskoñczon± w której ci±gle o przyczó³ek walczê...
Offline
Administrator
- Rozumiem... – powiedzia³ wyra¼nie. Zgarbi³ siê. Wiedzia³, ¿e zawodzi j± ca³y czas, wiedzia³, ¿e unieszczê¶liwia j± swoim zimnym s³owem i nastawieniem. Chcia³by j± dotkn±æ, tak, jak kiedy¶. Nie wyuczonym gestem, lecz czu³ym i spontanicznym dotykiem. Jej s³owa bi³y i ch³osta³y go po sercu, lecz nie dawa³ tego po sobie poznaæ. Poza tym, ¿e czasami siê garbi³... Ale przecie¿ by³ zmêczony, prawda?..
- Chcia³bym powoli zbieraæ si³y. Wy¶lê rozkazy do naszej piêædziesi±tki w forcie. Zbior± wojska i ruszymy dalej, gdy skoñczy siê ju¿ zima... – Ezamel nie powiedzia³ „gdy urodzi siê Izaak”, nie! „Gdy skoñczy siê zima”... a to by³o jednoznaczne, do tego czasu musia³ siê urodziæ. Chcia³by j± przytuliæ, poca³owaæ jej brzuch, poczuæ ruchy dziedzica Durandala, lecz... nie potrafi³. – Ruszymy wybrze¿em na wschód. Potem, je¶li starczy nam wojsk, ruszymy dalej dwiema falami, jedna dalej lini± oceanu, druga na pó³noc. – westchn±³ a po chwili pauzy doda³ - Ja te¿ nie jestem gotowy. – zapatrzy³ siê w okno. Fenrir siedzia³ przy jego prawej nodze.
Offline
Moderator
-Oczywi¶cie jak sobie ¿yczysz. Kiedy bêdziesz wysy³a³ goñca przy¶lij go do mnie chcê kilka rzeczy z ...
Urwa³a. S³owo dom nie przesz³o jej przez gard³o. Od wielu dni nie mia³a domu, by³a zagubiona gdzie¶ w ciasnej przestrzeni.
-Z fortu.
G³os Nereidy by³ ch³odny i tylko wprawione ucho dos³ysza³o by w nim odrobinê zawodu, gorycz i niepewno¶æ jutra. Nienawidzi³a siê takiej, rozstrojona, niepewna, jakby by³a dzikim zwierzêciem zamkniêtym w potrzasku. Od wielu nocy zastanawia³a siê jak by³o by gdyby wtedy nie spotka³a go w tej ober¿y. Jak potoczy³o by sie ¿ycie. Objê³a siê ramionami, mimo ¿e zachodz±ce promienie s³oñca wpada³y przez wielkie okno, poczu³a ch³odny powiew na plecach. Obróci³a sie lekko i wymijaj±c go bez s³owa ruszy³a przed siebie. £ypnê³a tylko smutno na wilka który zdawa³ sie nie pamiêtaæ czasów kiedy prowadzi³ swojego pana przez labirynt korytarzy do jej komnaty. Ich drogi powoli sie rozchodzi³y mimo wszystkiego co ona czu³a.
Offline
Administrator
- Jeszcze tylko jaki¶ czas... – odrzek³ Ezamel, znowu nie daj±c jasno do zrozumienia, czy mówi o wojnie, czy o kryzysie ich zwi±zku. W sumie... niewiele siê to ró¿ni³o i by³o od siebie zale¿ne. W ka¿dym razie spojrza³ jej w oczy, jakby chcia³ co¶ obiecaæ, daæ trochê si³.
- Idê zatem spisaæ rozkazy... – oznajmi³, odwróci³ siê i ruszy³ powoli. Za nim drepta³ Fenrir, ogl±daj±c siê za Nereid±.
Offline
Moderator
Bia³ow³osa wampirzyca siedzia³a na wysokim bujanym fotelu z d³oñmi za³o¿onymi na brzuchu. Macierzyñstwo j± przera¿a³o jednak nigdy nie czu³a sie lepiej. Ci±¿a przebiega³a dobrze bez ¿adnych zak³óceñ tylko w samotno¶ci ale przesta³o j± to obchodziæ. Czarna wiktoriañska suknia rozk³ada³a siê kaskad± u jej stup, tak naprawdê nie mie¶ci³a sie w zbroje. Kiedy zapatrzona w zachód tak b³±dzi³a my¶lami po odleg³ych krainach i najciemniejszych zakamarkach swojego ja zepchniêtych na samo dno serca, drzwi otworzy³y sie. Wszed³ przez nie m³ody mê¿czyzna i pok³oni³ sie nisko.
-Witaj Nereido. Zw± mnie Ivar. Ezamel pos³a³ mnie do Ciebie. jestem do twojej dyspozycji.
Nereida nie zaszczyci³a go nawet spojrzeniem. M±ci³ jej samotno¶æ do której przywyk³a.
-Kiedy zdasz rozkazy w forcie, pojedziesz na dworek. Przywieziesz mi stamt±d kufer stoj±cy pod oknem w mojej sypialni...
" W mojej sypialni, bo naszej sypialni ju¿ nie ma"
-... zabierz równie¿ wszystkie ksiêgi i medykamenty z rega³ów. To wszystko.
Machnê³a d³oni± od niechcenia. M±¿ wygl±da³ jakby chcia³ co¶ powiedzieæ ale skin±³ zniechêcony jej ignoruj±cym wszystko stylem bycia i znikn±³ w korytarzy za drzwiami. Przez szparê jaka pozostawi³ w¶lizgn±³ siê Potem i wskoczy³ jej na kolana.
Offline
Administrator
Ezamel niezmiennie siedzia³ w swoim ulubionym miejscu. Zaspy by³y do¶æ wysokie, ¿eby zakryæ siedz±cego mê¿czyznê wpatruj±cego siê ocean. D³ugo nie pada³ ¶nieg, wiêc zosta³a za nim ¶cie¿ka wiod±ca do twierdzy.
Fenrir siedzia³ obok. Gdyby potrafi³, pewnie pali³by papierosa razem ze swoim panem.
- Nie brakuje ci twojej wilczycy?
Wilk siedzia³ niewzruszony.
- A ma³ych?
Zwierzak spu¶ci³ g³owê i po³o¿y³ siê na ¶niegu.
- Pójdziemy do piek³a. – stwierdzi³ bez emocji Ezamel i wpatrzy³ siê w dym. W nieruchomy, mro¼nym powietrzu tworzy³ mistyczne kszta³ty. Lecz wilko³ak nie zna³ siê na nich. Po prostu dym...
- Leæ po Zheora... Niech tu przyjdzie.
Offline
Moderator
Kiedy s³oñce zniknê³o za lini± horyzontu i pozostawi³o na niebie z³otawo ró¿ow± ³unê wampirzyca wsta³a i otworzy³a drewnian± szafê na drzwiach której by³a p³askorze¼ba. Chwile bada³a palcami ich fakturê która zna³a na pamiêæ, by po chwili wyj±æ z niej karminowy p³aszcz. Zarzuci³a go na plecy, Potem spojrza³ na ni± b³agalnym spojrzeniem jakby próbuj±c ja przekonaæ ¿e nie powinna.
-Potemie jestem tylko ziarenkiem piasku które za d³ugo sta³o w miejscu. Tak trzeba.
Powoli nie spieszaæ siê nigdzie wysz³a z warowni, czu³a na sobie spojrzenia ¿o³nierzy. Mia³a ochotê im dokopaæ.
Pierwszego lepszego zapyta³a gdzie znajdzie Ezamela. pokierowali j± na klif.
Offline
Administrator
Gdy by³ ju¿ sam wsta³ i podszed³ na krawêd¼ klifu. Palce jego butów wystawa³y nad przepa¶ci±. Nie wiedzia³, czy stoi na skale, czy te¿ na zbitym ¶niegu. Dla niego nie mia³o to wiêkszego znaczenia.
Ocean by³ ju¿ czarny. Wielkie pole smo³y, jakby ci±gn±ce siê a¿ za horyzont dó³ piek³a, dziura której w³adc± by³ szatan.
- Có¿ mi da wojna, choæby i zwyciêska? ¦wiat zawsze bêdzie walczy³. Gdy umrê w koñcu, nastan± nowe konflikty, a to, co zbudujê, zniszcz± ludzie podobni do mnie, tak, jak ja niszczê budowane wiekami Imperium. Wojna nigdy siê nie zmienia....
Da³ krok do ty³u i run±³ na kolana. Przez moment ¿a³owa³, ¿e to ska³a, a nie ¶nieg. Ziemia zadudni³a pod uderzeniem ¿elaznych nagolenic. Ezamel wyci±gn±³ rêkê w stronê oceanu, jakby chcia³ co¶ z niego wyci±gn±æ.
- Zabij! – krzykn±³. G³owa opad³a mu na piersi, a w³osy zas³oni³y twarz.
Offline
Moderator
Karmazynowy p³aszcz furkota³ na wietrze, bia³e w³osy wampirzycy zlewa³y siê z biel± jak± otoczony by³ swiat. Grube patki ¶niegu wirowa³y w ko³o, w nocy bêdzie padaæ. D³uga chwile przygl±da³a siê scenie która odegra³a sie na jej oczach.
-Ezamel
Odezwa³a sie raczej ch³odno, choæ kto¶ kto zna³ wampirzyce wyczu³ by nutê obawy o mê¿czyznê.
-wyje¿d¿am.
O¶wiadczy³a bez pardonu.
Offline
Administrator
Ezamel usiad³.
- Wys³a³a¶ pos³añca po rzeczy z fortu i po prostu jedziesz?..
Przejecha³ palcem po ¶niegu. Po chwili milczenia rzek³:
- Nie rób mi tego teraz...
Za ich plecami pojawi³ siê Zheor razem z Fenrirem. Stali do¶æ daleko, ¿eby rozmowa zlewa³a siê z górskim wiatrem.
Offline
Moderator
"nie rób mi tego teraz..."
Jego s³owa naprawdê j± rozbawi³y. Za¶mia³a siê tylko jako¶ tak bez cienia rado¶ci.
-Ty mi to robisz odk±d zdoby³e¶ twierdze.
Powiedzia³a gorzko. Nie rozmawiali prawie w ogóle sypiali osobno, byli dla siebie niczym para obcych ludzi.
Offline
Administrator
Ezamel nie wstawa³. Nadal ci±gn±³ palcem po ¶niegu, kre¶l±c jakie¶ wzory.
- Widzê ich twarze. Gdy tylko zamykam oczy widzê ich wszystkich. Kaina... Eleen... Marie... Sten... Astinos... Sid... – podniós³ d³oñ ze ¶niegu i zacisn±³ w piê¶æ. – I setki, które le¿a³y pode mn±, gdy wraca³em do fortu.
Westchn±³ i wsta³.
- Ale to mnie nie usprawiedliwia. Zostañ... Proszê... – spu¶ci³ g³owê, boj±c siê na ni± spojrzeæ. – Nadal ciê kocham...
Offline